III
Jak to możliwe, że
wątpię w bycie biologiczną córką mojej mamy? To jest kobieta, która wychowywała
mnie przez całe moje życie, mam z nią zdjęcia z pierwszych moich dni na
świecie. To jest absurdalne.
Jechałam autobusem na posiadówkę u Rey. Dwa siedzenia
przede mną jechała starsza pani, której wypadło parę produktów żywnościowych z
torby, podbiegłam do niej i pomogłam pozbierać.
-Dziękuję.- powiedziała
i patrząc mi się w oczy podała mi jakieś zawiniątko.
-Ale ja nie mogę tego
przyjąć.- zaczęłam, ale starsza pani nie przyjęła prezentu z powrotem.
-Musisz, pomoże ci
niedługo.- uśmiechnęła się tylko i wyszła w autobusu przy najbliższym
przystanku. Rozkojarzona zaistniałą sytuacją usiadłam na krzesełku i otworzyłam
kawałek bordowej chusteczki. W środku znalazłam małą buteleczkę ze srebrnym
proszkiem. Zapakowałam prezent ponownie i schowałam to torebki.
Reszta podróży minęła spokojnie. Koło 12: 20 już
wychodziłam z autobusu. Szłam między jednorodzinnymi domkami. Wszystkie były
prześliczne. Drewniane zdobienia dodawały tajemniczości tej okolicy. Podeszłam
pod numer 26. To tutaj.
-Jesteś!- z brązowego
domu wyszła Julie z Ray. Troszeczkę się chwiały.
-Ładnie tak imprezować?-
zaśmiałam się, bo z domu wychodziła naprawdę głośna muzyka.
-Chodź!- krzyknęła Ray
obejmując mnie ramieniem i wprowadzając do środka. Pierwszy raz zobaczyła taką
dużą ilość osób w salonie. Cztery dziewczyny oblegały kanapę, para znajomych
obściskiwała się opierając się o ścianę. Paru chłopaków sprzeczało się, kto
więcej wypije. Totalny bałagan panował w całym domu.
-Ray?-odwróciłam się do
dziewczyn.
-Oj, znam to
spojrzenie.- powiedziała Julie.- Wszystko mamy pod kontrolą.- ale na to nie
wyglądało, ledwo co trzymała się na nogach.
-Hmn..?- zwrócił się do
mnie Braian, którego dopiero teraz zauważyłam.
-Nie, dziękuję.-
odpowiedziałam i uśmiechnęłam się, ten też już był pijany. Usiadłam z Julie i
paroma dziewczynami na kanapie i słuchałam jak opowiadają pijackim bełkotem,
czego one nie przeżyły. W sumie było całkiem śmiesznie. Wysłuchałam się sporo
ciekawych opinii na mój temat, jak na każdej imprezie.
Zdecydowałam zostać się dłużej, więc dopiero koło 17:
00 byłam w domu. Mama jak zwykle nie miała z tym problemu. Nawet nie zapytała
się gdzie byłam, trochę mnie to zmartwiło. Czy ona nie myślała o mnie? I
jeszcze powinnam porozmawiać z nią na temat mojego biologicznego pochodzenia…
Czułam, że może to mnie przerosnąć, ale muszę to sprawdzić.
Wchodząc do domu czułam narastającą potrzeba
wyrzucenia z siebie każdego problemu i zmartwienia. Odłożyłam buty na półkę i
poszłam do kuchni, nalałam sobie i mamie lemoniady. Zabrałam picie i dołączyłam
do leżakowania na tarasie.
-O, dziękuję.- z
zadowoleniem mama zabrała ode mnie napój. Odłożyła gazetę i usiadła naprzeciwko
mnie.-Jak ci minął dzień?
-Dosyć przyjemnie, a
tobie?- upiłam łyk lemoniady, kwaśna, taka, jaką lubię.
-A cały dzień krzątałam
się po domu, nic ciekawego.- odpowiedziała kładąc się na leżaku.
-Mamo..?-zawahałam się.
-Tak myszko?
-Czy.. czy ty jesteś
moją biologiczną matką?- wypuściłam powietrze z płuc, tak szybko jak tylko
mogłam.
-Chciałabym powiedzieć,
że tak, ale jesteś już na tylko duża…- wstała z leżaku i z przepraszającą miną
weszła do mieszkania, poszłam za nią.- Pokażę ci coś.
-Dobrze.-
odpowiedziałam. Czyli to jednak prawda, to, co mówił Sebastian. Nie okłamał
mnie. Podeszłam z mamą do drewnianej biblioteczki. Z dolnej szafki wyciągnęła
czarną teczkę.
-Proszę.- wręczyła mi
ją do ręki. Powoli otworzyłam, jej zawartość przedstawiała mój akt urodzenia. Zaczęłam czytać.- Rose Solange
Lafayette. Matka Meredith Solange Lafayette, ojciec Christopher Brown. Czemu
mam nazwisko i drugie imię po matce?
-Twoja matka pochodziła
z bardzo zamożnej rodziny i była jedynym dzieckiem twojego dziadka, więc aby
zachować nazwisko jej ojciec kazał twojemu ojcu nie mieszać się w to.
-A drugie imię?-popatrzyłam
się na nią. Stała z założonymi rękoma i opowiadanie mi o tym najwyraźniej sprawiało
jej wielką przykrość.-Usiądźmy.
-Dobrze.- przeniosłyśmy
się na kanapę.- Skarbie, to drugie imię nosiła każdy żeński potomek Lafayette.
-Co się stało z moimi rodzicami?-
zadałam pytanie, które nurtowało mnie najbardziej.
-Twój ojciec nie mógł
znieść myśli, że już nigdy nie będzie miał do ciebie praw, więc oszalał.
Wzniecił pożar, który pochłonął twoją matkę. Na szczęście udało się ciebie
uratować, więc twoi dziadkowie zadecydowali, że Chris nie może dowiedzieć się o
twoim przeżyciu. Postanowili oddać cię mnie.- mama złapała mnie za rękę,
odwzajemniłam uścisk, który przyniósł jej ulgę.
-Co się z nim stało?
-Nikt tego nie wie.-
popatrzyła się na podłogę.
-A czemu wybrali ciebie
do opieki?- zadałam kolejne pytanie, które sprawiło jej przykrość.
-Ja… przyjaźniłam się z
twoją matką. Znałyśmy się od dzieciństwa, chociaż nie trudno w to uwierzyć
skoro wychowywałyśmy się w tej samej okolicy, która była dosłownie w środku
lasu.- mama się zaśmiała na myśl o dzieciństwie.
-Czy moi dziadkowie…
-Na dziś dosyć
nowości.- poklepała mnie w udo i wstała z dziwnym uśmiechem na twarzy.- Masz na
dzisiaj pewnie jakieś plany?
-Nie, dzisiaj nic się
nie zapowiada. To znaczy, impreza już trwa, ale postanowiłam wrócić do domu.
Chyba pójdę do swojego pokoju. Dobrze?
-Oczywiście
słonko.-mama szybko wymaszerowała na taras napawać się zachodzącym słońcem. Tak
jak powiedziałam, poszłam do pokoju. Miałam tyle do przemyślenia, że nie
wiedziałam, od czego zacząć… Jak to możliwe, że moja mama nie jest moją
biologiczną mamą? Bolało mnie to w niezrozumiały sposób dla mnie. Jakbym
została okłamana, ale poczułam ulgę, że się o tym dowiedziałam. Podobno każda
nastolatka chciałaby usłyszeć to, co ja dzisiaj, bo może to by zmieniło jej
świat na lepsze, ale mnie się to nie spodobało. Moje życie nigdy nie było
idealne i takie powinno pozostać, a teraz? Wszystko miało się zmienić, przynajmniej
takie miałam odczucie. Jakby dopiero teraz, kiedy odkryłam tą prawdę, miałam
poznać tajemnicę, którą nikt nie chciałby poznać.
Po ponownym rozpatrzeniu dzisiejszej sytuacji
postanowiłam zadzwonić do Julie. Odebrała natychmiast.
-Co jest Rosie?-
zapytała się.
-Właśnie dowiedziałam
się, że moja mama nie jest moją biologiczną….
-A mówiła coś więcej?-
przerwała mi.
-Ymmmn… Nie.-zdziwiłam
się. Julie powinna być zaskoczona, a nie dopytywać się o coś innego.- A o co ci
chodzi?
-A tam, o nic.-
zaśmiała się nerwowo.- Będziesz jutro w klubie?
-Tak, będę. O
dziewiętnastej?
-Tak. Ja muszę kończyć.
Narka.- rozłączyła się. Zszokowana odłożyłam telefon i poszłam spać.